sobota, 25 sierpnia 2012

Plesa i hranolky

Ruszamy w Tatry. Te słowackie, nie polskie. Trochę martwi mnie ten deszcz bijący w okno, ale cóż... Oby na Słowacji przywitało nas słońce. Relacja z chodzenia i podziwiania tak około kolejnego wtorku. Chyba, że jakieś cudne zdjęcie komórką prześlę w tzw. "międzyczasie".

A w zeszłym roku było tak...




poniedziałek, 20 sierpnia 2012

1. Półmaraton Chmielakowy, Krasnystaw 18.08.2012

Aby rozwiać wątpliwości - ja nie biegłam.. Ale przyglądałam się bacznie, robiłam zdjęcia. I co jeszcze to na zdjęciu później... ;)

W końcu coś się zaczyna dziać na tej naszej Lubelszczyźnie. Dziki Maraton (w przyszłym roku już pierwszy lubelski!), cykl "Cztery Dychy do Maratonu" (pierwsza 9 września, zapraszam do Lublina) i teraz ten półmaraton chmielakowy. Oczywiście to nie jest tak, że biegów nie było wcześniej - były, ale miały charakter zdecydowanie nie masowy. Wielu zawodników z Ukrainy, mało startujących i wyśrubowane czasy. Takim średniakom jak ja głupio było startować i wlec się na końcu... Ale do Chmielaków wracam.

Co było na +?
- sprawne biuro zawodów, jeśli przyjechało się odpowiednio wcześnie (trudno się dziwić, że jest kolejna jeśli w ciągu ostatnich 5minut pracy biura ok 30 biegaczy chce odebrać pakiet);
- fajny pakiet startowy - z napojem, batonem, paluszkami Lubelli;
- sprawna organizacja, brak opóźnień;
- trasa podobno była pagórkowata, umieszczam to też jako +, zależy co kto lubi;);
- burmistrz wręczający medale;
- piwo na mecie:) jak Chmielaki to Chmielaki!;
- dużo nagród do rozlosowania;

Co mogło być lepiej (i pewnie będzie w przyszłym roku):
- słabe zabezpieczenie medyczne - zawodnik, który zasłabł na 100m przed metą czekał podobno jakieś 20min na pomoc... (co ciekawe - czekał już na mecie, bo wcześniej wsparli go inni biegacze i doporowadzili do mety, aby bieg ukończył);
- zamieszanie w losowaniu nagród - jeśli osoby, które wylosowały nagrodę nie były obecne to nie było ponownego losowania.. Z jednej strony rozumiem, ale jeśli ktoś jest z daleka i już wyjechał?
- mało startujących kobiet! (ale to już nie wina organizatorów...)
- numery startowe do zwrotu na mecie.. Szkoda, ja lubię zatrzymać je na pamiątkę.

Startował mój W., zrobił życiówkę mimo niełatwej trasy i niesprzyjającej pogody. Imprezę oceniamy bardzo pozytywnie, widać że została zorganizowana z zaangażowaniem. W przyszłym roku też będziemy, jeśli tylko czas pozwoli!

PS. Zmotywował mnie bieg w którym nie wystartowałam... W sobotę 11km po 6:10/km na zadziwiająco niskim tętnie a dziś (poniedziałek) czterysetki. Tylko 3, na oswojenie z szybkim bieganiem. Weszły w 1:45/1:40/1:40. Fajnie, tęskniłam za tym.

środa, 15 sierpnia 2012

Biegacz(ka) na siłowni

Łatwo zaklasyfikować siłownię jako miejsce dla facetów z wielkimi karkami i dziewczyn od fitnessu. My - biegacze - przecież biegamy, po co mamy przerzucać żelastwo? Nie ma przecież jak ruch na wolnym powietrzu...

Może temat jest mało aktualny, bo na większości portali biegowych wraca późną jesienią lub zimą. Jednak ja napiszę kilka słów teraz - stałam się szczęśliwą posiadaczką karnetu na siłownię na sierpień. Moją opinię proszę podzielić przez 3, bo ja mam tendencję do przesadnego optymizmu. Dlatego też zacznę od opinii ekspertów - wycinki z artykułów na ten temat:

"Ale na siłowni warto w tym okresie popracować nad całym ciałem. Mięśniami nóg, pleców, brzucha, rąk - bo dobry zawodnik, to zawodnik kompletny." Polska Biega

"Jednym z nieodzownych elementów szkolenia biegacza, powinien być trening wspomagający na siłowni. Pozornie może wydawać się, że nie wpłynie on znacząco na poprawę rezultatów uzyskiwanych na zawodach. Jest to błędne myślenie, a niepodważalną korzyścią takich ćwiczeń jest zapobieganie kontuzjom." Aktywni.pl

Moja subiektywna lista powodów, dlaczego biegacz powinien zaglądać na siłownię:
* Jeśli jesteśmy zbyt pewni siebie i swojej sportowej wspaniałości - możemy zobaczyć swoje braki np. słabe ręce;
* Jak już te braki zauważymy - możemy wzmocnić mięśnie, które pomagają w bieganiu (czyli nie tylko nogi): korpus, brzuch, ręce.
* Możemy skorzystać z fachowej porady. Zwykle nie wiąże się to z dodatkową opłatą. Jeśli trafimy na wszechstronnego i miłego trenera może to sporo wnieść w nasze sportowe życie.
* Jeśli brak nam motywacji - siłownia to super miejsce! Po pierwsze - kiedy pada od tygodnia nie mamy już wymówki, że nie mamy jak zrobić treningu... Wskakujemy na bieżnię i już. Po drugie - obecność osób współćwiczących (kiedy już przestanie krępować) zmobilizuje nas do zrobienia wszystkich naszych powtórzeń i wszystkich serii. Każdy jest tu po to, aby ćwiczyć!
* A może trochę różnorodności? Moja siłownia jest też lokalnym centrum squasha. I choć mnie osobiście ten sport nie porywa (nie próbowałam i nie mam ochoty;) - może kogoś zachęci? Dla dziewczyn jest też duża oferta zajęć - i to nie tylko tych standardowych. Jest zumba, joga i wiele innych.
* Wsparcie psychy. Jeśli przygodę z siłownią dopiero zaczynamy, na pewno będziemy się cieszyć w miarę szybkimi rezultatami. Robię swoje serie z większą łatwością, zwiększam obciążenia.. Czad, no nie?
* Ostatni argument, ale nie najmniej ważny - nabierzemy dystansu. Do siebie, do swojego biegania. Będzie szansa pogadać z ludźmi, dla których bieganie (dla nas całe życie!) to tylko 10min cardio na rozgrzewkę a daniem głównym jest np. wyciskanie na klatę. Zobaczymy ludzi "lepszych" i "gorszych" od nas - w sensie sprawniejszych i mniej sprawnych. To zawsze cenne doświadczenie.  

A co, jak multisport to multisport. Muszę też napisać o tym, co zmienia wspinaczka w życiu biegacza, bo zmienia dużo... Ale to dłuższa historia.

PS. Jako że mało biegam nie biegam ostatnio to dziś na siłowni się zebrałam w garść... 5km w tym 3 x 2min @12km/h na przerwie 3min. W jakieś 29min. Serce łopotało jak szalone, ale może w tym szleństwie jest metoda?

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

crazy and i know it

Zwariowałam kompletnie. Straciłam głowę, poszalałam i zdurniałam. Nie zważając na czas i energię. Nie kalkulując potencjalnych zysków i strat, nie planując i nie licząc. Ale po kolei...

W końcu mam jakąś pracę. Tzn wstaję rano z myślą, że mam kilka zadań na głowie. A że jest to równoznaczne siedzeniu przy komputerze kilka godzin dziennie mam bardzo małe wyrzuty sumienia kiedy decyduję się na "rozprostowanie kości". Z moim bieganiem jest ostatnio słabo - nie wiem czemu, ale zupełnie nie mogę się zmotywować... Może to przez brak jakiegokolwiek celu? Kiedy są biegi na horyzoncie jakoś łatwiej wskoczyć w buty. Ale najpewniej jest przez tą moja nową miłość - rower. Mam sprzęt gorzej niż przeciętny (ale zasługuje on i tak na własny post!), przystosowany podobno do jazdy w terenie a ja jak na złość zamęczam go asfaltem. Ciężko skoczyć na prędkość większą niż ok. 25 czy 26 km/h po płaskim - co wydaje się mało, zwłaszcza na szosie. Ale i tak go uwielbiam. Mkniemy przez wioski, wiatr plącze mi włosy a mi się wydaje, że dojadę gdzie tylko zapragnę. No i tak sobie jeżdżę. Ale co w tym szalonego?

198 km. To wydaje mi się szalone teraz, jak na to patrzę. Niemal 200km w tydzień kiedy ze mnie taka kolarka jak no nie wiem, pięcioboistka. To tak, jakbym na rowerze przejechała się do Warszawy. Busem to tylko 2,5h, ja w siodle spędziłam trochę więcej, ale o tym za chwilę. Na bikestats.pl widziałam ludzi wyjeżdżających na 200km bez mrugnięcia oka. Jednorazowo. Ja na razie nieśmiało planuję swoja pierwszą setkę... Najwięcej do tej pory przejechałam na raz 50km, więc wyzwanie spore, ale kusi. 

A co do tego czasu... Mój zeszłotygodniowy dystans zajął mi dokładnie 11h:08m:50s. Zamiast tego mogłam obejrzeć ponad 4 średniej długości filmy, przesłuchać jakieś 165 przeciętnej długości piosenek i odespać z nawiązką nieprzespaną noc. Ale jeździłam. I fajne to było!

czwartek, 9 sierpnia 2012

Pamiętniki życia wiejskiego

Co za cudo. Czyste powietrze, w dzień cisza (samochód przejeżdża tak średnio co pół godziny) a rano pieją koguty. Multum zwierzyny wszelakiej - ptaki (jeden spędza noce na naszym tarasie), ssaki (lis zaglądał do domu) i owady. A wieczorem, tak około 22 oczy się same zamykają. To jest życie. I co tu takiego można robić?

Podglądać naturę...



Poznawać leśne ścieżki...



Rowerować do woli i takie widoki zaliczać...




Oglądać miejsce, gdzie podobno w 1978 wylądowało UFO (tylko 11km musiałam jechać!)... *więcej na ten temat na specjalnej stronie*



Nudzić się raczej nie można. A tyle tam jeszcze wioseczek do objechania...

PS. Powrót do miasta ciężki. Tak jak ciężki będzie jutrzejszy poranek po dzisiejszej siłowni. Ostatnio tak bywałam jakieś dwa lata temu... A dziś solidny przegląd maszyn pod okiem trenera, auuu, boję się jutra...





sobota, 4 sierpnia 2012

Tytani pracy?

Teoretycznie od poniedziałku pracuję. A że to praca w domu i od zlecenia do zlecenia to zdecydowanie moje sportowe życie się bogaci - ćwiczę tyle, ile dawno już nie ćwiczyłam! Z powodu braku czegokolwiek do robienia urozmaicam sobie życie jak mogę...

Po pierwsze - powolny, ale systematyczny powrót do biegania. Poniedziałek, wtorek i czwartek to jak dotąd dni biegowe. Chciałabym jeszcze jeden, może dwa. Taktyka nowa - jak najwięcej górek, także robię moją górską pętelkę zawzięcie. Ponad 5km, w zależności od wariantu od 5,5 do 5,9km. Raz (we wtorek) zrobiłam nawet cegiełkę rower - bieg - rower (odpowiednio 15 - 5 -15). Bieganie było w terenie i muszę przyznać, że ciężko było się rozkręcić. Ale za to powrót rowerem to sama radość - czuć jak mięśnie się same masują...:)

Po drugie - rowerowanie pokochałam na całego... We wtorek wspomniana cegiełka. Środa to wycieczka prawdziwa. Wybrałam się czerwonym szlakiem rowerowym do Nałęczowa, czyli jakąś połowę (całość leci do Kazimierza Dolnego). Wyszło 40km z dojazdami z i na dworzec. Piątek miał być relaksem. Ruszyłam późno, bo dobrze po 18 (przed 19?...) i chciałam zrobić podlubelską trasę z przewodnika, który pożyczyłam. A że niezbyt dużo czasu poświęciłam na analizę, oszacowałam, ze to tak z 30km będzie. Człowiek się uczy na błędach... :) Wracałam po ciemku, na liczniku ponad 45km.

Mam jeszcze karnet na siłownię na sierpień, i to do takiej siłowni która jest 5min ode mnie z mieszkania... Ale jakoś na razie czasu brak. Może w przyszłym tygodniu? Przydały by się jakieś lekkie obwody na całe ciało, do wszystkich dyscyplin i do noszenia plecaka w Tatrach pod koniec sierpnia.

Czas ruszać na wywczas wioskowy znów. Tym razem rowerem, coby nie wyjść z wprawy... :) Tam może porobię trochę zdjęć z wycieczek, lasy dookoła - cudo.